Skip to main content

Jedni i drudzy nie mogą być w pełni zadowoleni ze swoich pozycji w tabeli. Zwłaszcza, że w teorii powinny to być dwie najmocniejsze drużyny pośród Euskal Herria, czyli historycznego obszaru Kraju Basków. Tymczasem Athletic będąc na szóstym oraz Real Sociedad dwie lokaty niżej, póki co oglądają plecy swoich derbowych rywali Osasuny Pampeluny. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że właśnie kluby z Bilbao oraz San Sebastian stworzą te największe derby Kraju Basków.

W ostatnich tygodniach w Bilao nie mogą być zadowoleni z ligowych wyników. O ile spotkania w Lidze Europy udało się przepychać – 1:0 ze Slavią i 2:1 w Razgradzie, o tyle w LaLiga po 4:1 nad Espanyolem, przyszła seria trzech remisów. Spotkanie na Majorce było idealnym na bezbramkowy remis, bowiem sytuacji podbramkowych po obu stronach brakowało. Tyle że Athletic grał przecież przez ponad godzinę z przewagą jednego zawodnika. Stąd trudno mówić o zdobytym punkcie, tylko stracie dwóch. Remis w Valladolid to także niedosyt i szczęście w jednym. Byli lepsi od rywali, ale gola na 1:1 Gorka Guruzeta strzelił w 94. minucie. Pomiędzy tymi spotkaniami było 90 minut z Realem Betis, które chyba trzeba nazwać marnotrawstwem dekady ze strony baskijskiej ekipy. Athletic zanotował xG na poziomie 4,04, co jest wynikiem absolutnie z kosmosu. Mimo tego skończyło się remisem 1:1. Co więcej Los Leones wtedy także musieli gonić wynik w drugiej połowie, chociaż już po pierwszej powinno być już po meczu. Gdyby trzykrotnie ekipa Ernesto Valverde rozstrzygnęła te spotkania na swoją korzyść, wówczas mogłaby się plasować pomiędzy madryckimi ekipami na ligowy podium. A tak są na szóstej lokacie, mając tyle samo punktów, co Real Betis i oczko straty do wspomnianej na początku tekstu Osasuny.

Super Euro, brak transferu i… zjazd
Tak trzeba powiedzieć o Nico Williamsie. Latem długo toczyła się batalia o tego zawodnika ze strony Barcelony. Finalnie jednak został na San Mames i dzisiaj to piłkarz nie przypominający nijak tego Nico, którego oglądaliśmy na niemieckich boiskach latem. Patrząc na obecną dyspozycje Lamine’a Yamala i Nico, to można mówić po prostu o przepaści. W temacie Baska liczby wyglądają po prostu zatrważająco, jak na taką klasę piłkarza. W jedenastu dotychczasowych grach ligowych zanotował gola i asystę, do których dorzucił drugie tyle w Lidze Europy. Nadal to jednak 2+2 uzyskane w 15 meczach wygląda po prostu bardzo średnio. Oczywiście kibice Barcelony nieco triumfują, bowiem ich zespół radzi sobie kapitalnie, Hansi Flick wprowadził na kosmiczny poziom Raphinhe i nikt dzisiaj w Katalonii nawet nie myśli o ściągnięciu Williamsa.

Ten z kolei z jednej strony może żałować, że przegapił okazje przejścia do Dumy Katalonii. Z drugiej, gdyby był w takiej formie właśnie tam, to prawdopodobnie mógłby spodziewać się gigantycznej krytyki. W końcu nikt tam nie czekałby na jego powrót do formy. W Bilbao oczywiście nikt nie jest zadowolony, ale raczej trudno mówić o jakiejś wielkiej fali krytyki. Nadal to jest pierwszy wybór trenera Ernesto Valverde. Cierpi na tym trochę Alex Berenguer. Licząc wszystkie rozgrywki były skrzydłowy Torino ma na swoim koncie 2 gole i 6 asyst, które uzbierał w niecałe 900 minut. To oznacza, że jego średnia gol/asysta na minuty, to około 112. Z kolei Williams swoje cztery udziały przy bramkach uzyskał przez 1055 minut, co oznacza, że w przy tych współczynnikach jest… dwukrotnie mniej efektywny od Berenguera! Zresztą Alex jest numerem jeden w drużynie, wyprzedzając także starszego z braci Williamsów. Inaki w liczbach bezwzględnych jest lepszy – 5 goli i 4 asysty – ale rozegrał o ponad 437 minut więcej. Na szarym końcu głośny letni transfer Alvaro Djalo z Bragi. Kilkanaście milionów euro wydanych, a aktualnie jest czwartym wyborem na skrzydłach, z jedną bramką na koncie pod koniec listopada. Sam zainteresowany na pytania o aklimatyzacje ostatnio powiedział, że tylko piłkarze pokroju Cristiano Ronaldo czy Jude’a Bellinghama wchodzą z buta do gry i nie mają kłopotów z przestawieniem się. Tutaj jednak dość brutalnie mija się z prawdą, czego dowodem chociażby Ukraińcy z Girony w ubiegłym sezonie, którzy regularnie dostarczali kosmicznych liczb.

Hiszpański Raków
Taki przydomek można byłoby nadać Realowi Sociedad z jednego względu. Mecze z udziałem Txuri-urdin raczej nie należą do tych najbardziej widowiskowych. Łącznie 21 goli obejrzeli kibice w trzynastu ligowych grach. Średnia fatalna, bo nie dojeżdżająca nawet do dwóch na 90 minut. Tyle że nie jest to najgorszy wynik w skali ligi. Jeszcze nudniejsze są mecze Mallorki i Getafe – 20 oraz 19 goli. Owszem ekipa Imanola Alguacila straciła tylko 10 goli w obecnych rozgrywkach, co jest trzecim – ex-aequo – wynikiem w lidze. Lepszym nawet od Barcelony(12) i (11). Szkopuł w tym, że z przodu jest bieda aż piszczy. Owszem w ostatnich dwóch sezonach też nie byli najbardziej bramkostrzelnym zespołem, skoro zdobywali po 51 bramek. Gdyby jednak utrzymali obecną średnią – 0,83 gola na mecz – wówczas skończyliby sezon mając na koncie 32 bramki. Dla zespołu, który kilka miesięcy temu grał w 1/4 finału Ligi Mistrzów to po prostu kompromitacja. To może zadziwiać zwłaszcza, że nikogo nie stracili z przednich formacji. Jedyne znaczące odejścia przed sezonem to Robin Le Normand i Mikel Merino. Ok, ten drugi miał wpływ na drugą linię, ale nadal nie jest to powód, by zdobywać średnio pół gola mniej na mecz…

Lepsze humory
W San Sebastian mogą być jednak w lepszych humorach niż jeszcze parę tygodni temu. Owszem, postawa w Lidze Europy to nadal duża zagadka. Do tej pory cztery punkty w czterech meczach i miejsce chociażby za szwedzkim Elfsborgiem, które na dzisiaj nie dawałoby awansu do wiosennego grania w LE. Z drugiej strony wygrali ostatnio trzy z czterech gier, a takich serii nie notowali od początku sezonu. Zdecydowanym numerem jeden w tym zestawie jest 1:0 nad Barceloną tuż przed reprezentacyjną przerwą. Wtedy pomógł trochę sędzia anulując prawidłowego gola Roberta Lewandowskiego, ale Sheraldo Becker wykorzystał błąd defensywy Blaugrany. Co ciekawe, gdy wszyscy mieli wolne, wówczas Real Sociedad wykorzystał przerwę na kadrę na… odrabianie zaległości. W ten sposób bez reprezentantów rozbił Jove Espanol w 1/64 finału Copa del Rey 5:0. Kibice mogli zobaczyć mnóstwo zawodników rezerw i akademii, ale najważniejszą postacią był Ander Barrenetxea, który ustrzelił dublet. Warto jednak dodać, że jedynym podstawowym piłkarzem, który wybiegł na boisko był Sergio Gomez, zatem trudno jakkolwiek oceniać występ zespołu, który w tym kształcie może spotka się jeszcze na przygotowaniach do sezonu latem 2025 lub w jakimś sparingu w innych momentach sezonu.

Czwarta setka czas start
Imanol Alguacil meczem w środku tygodnia obchodził wielki jubileusz. Wygrana z Jove Espanol miała miejsce w jego 300. spotkaniu w roli trenera pierwszego zespołu Realu Sociedad. W kadencji, która trwa od końcówki grudnia 2018 ma ich 291, ale przecież jeszcze kilka miesięcy wcześniej to on kończył sezon 2017/2018 dziewięcioma spotkaniami. Gdyby doliczyć spotkania w roli pierwszego szkoleniowca rezerw, a także w momencie, gdy był asystentem Asiera Santany w drugiej drużynie, wówczas wychodzi niemal równe 500 spotkań. To pokazuje, jak oddanym szkoleniowcem swojemu klubowi jest Alguacil. 53-latek pochodzi ze słynnej prowincji Guipozcoa, która wypuściła w świat świetnych trenerów – Unai Emery, Julen Lopetegui, Xabi Alonso czy Mikel Arteta i właśnie Alguacil. W jego przypadku jednak związek z Realem Sociedad jest najmocniejszy. Tam rozpoczynał swoją karierę, którą skończył na początku XXI wieku. Trenersko rozwijał się przez lokalne kluby – Orioko czy Zarautz, aż w 2011 roku trafił z powrotem do swojego ukochanego La Realu. Jest tam do dzisiaj i nie zanosi się, by ta już trzynastoletnia przygoda miała zostać nagle przerwana.

***

Początek niedzielnych derbów o godzinie 21:00.

Related Articles