Jean-Pierre Nsame to trzykrotny król strzelców ligi szwajcarskiej, legenda Young Boys Berno i napastnik, który w sezonie 2019/20 strzelił aż 41 goli we wszystkich rozgrywkach. Do Legii został wypożyczony, by odbudował się po fatalnym transferze do Como. I co? I wykazuje się głównie lenistwem i brakiem zaangażowania.
Miał być wielki hit, bo Nsame zdobył 140 bramek dla Young Boys. W zimowym okienku 2023/24 został sprzedany do grającego w Serie B Como. Krok w tył? Patrząc na okoliczności – nie. Znał włoskie podwórko, bo na rundę wiosenną 2021/22 był wypożyczony do będącej czerwoną latarnią Serie A Venezii. Tam nie wpisał się ani razu na listę strzelców. Przeniósł się do grającego w Serie B Como zapewne też z uwagi na znaną postać na ławce trenerskiej, czyli Cesca Fabregasa (oficjalnie asystenta, choć nieformalnie pierwszego trenera). Poza tym to przepiękne miejsce do mieszkania nad jeziorem. Uroki kuszą też gwiazdy Hollywood, wille kupili tu George Clooney czy Madonna, a bywa tu Brad Pitt. Jednym z najbardziej znanych filmów, które tu nakręcono, jest ten o Jamesie Bondzie – “Casino Royale”.
Nsame we Włoszech jednak znów nie wypalił. Osian Roberts wspólnie z Fabregasem woleli korzystać z innych napastników. Alessandro Gabrielloni to był kapitan drużyny, a w ataku grał też Patrick Cutrone. Doszło do tego, że Nsame przez siedem meczów ligowych z rzędu siedział na ławce rezerwowych i nie wszedł nawet na minutę, a ogólnie rozegrał zaledwie 180 minut. Ile w podstawowym składzie? Jeden. Dlatego po awansie tego klubu do Serie A i kolejnych transferach (m.in. Andrea Belotti) wiedział, że grał tym bardziej nie będzie, dlatego musiał szukać swojego szczęścia na wypożyczeniu. Z okazji skorzystał dyrektor sportowy Jacek Zieliński, który ściągnął go do Legii Warszawa. Kameruńczyka trzeba było tylko albo i aż odbudować, w końcu w Szwajcarii pokazał, że zna się doskonale na robocie.
Tylko, że Nsame okazał się kompletnym niewypałem transferowym. Co więcej, oberwało się nawet dyrektorowi sportowemu za konstrukcję umowy. Otóż okazało się, że Nsame spełnił jakieś proste warunki obligatoryjnego wypożyczenia i zostanie w Warszawie na stałe. Tomasz Włodarczyk z “Meczyki.pl” pisał, że transfer ten był właściwie od początku uzgodniony jako definitywny, ale skonstruowano go jako wypożyczenie z klauzulą wykupu tylko w celach podatkowo-księgowych. Z perspektywy piłkarza brzmi to logicznie, bo przecież w Como i tak nie miałby już czego szukać. Pensję w większości nadal opłacają mu Włosi. Próg, który miał spełnić warunki obowiązkowego wykupu był absurdalnie niski, choć nie podano o co chodzi.
Nsame zostanie w Warszawie, mimo że trener Goncalo Feio kompletnie go w zespole nie chce. Po meczu z Górnikiem Zabrze publicznie zrugał napastnika, gdy wyjaśniał powody, dla których nie znalazł się w kadrze meczowej: – Nie mogę mieć piłkarzy, którzy biegają osiem kilometrów w 90 minut. To jest sprawiedliwość. Musisz biegać, jeśli chcesz grać – powiedział w “Canal Plus Sport”, wbijając szpilkę w małe zaangażowanie byłej gwiazdy Young Boys. Kameruńczyk zagrał do tej pory w dziesięciu meczach, w których zdobył dwie bramki – z Motorem Lublin na 5:2 oraz z Caernarfon Town na 4:0. Legia więc w żadnym przypadku nie odczuła, żeby jego trafienia były jakkolwiek ważne.
Nsame ma zaledwie 400 minut na boisku we wszystkich rozgrywkach. W połowie meczów Ekstraklasy nawet nie znalazł się w kadrze meczowej. To jeszcze nie wszystko, bo otrzymał kolejny cios. Został bowiem zdegradowany do zespołu rezerw, który gra w III lidze (rozgrywki lokalne) i walczy o awans na szczebel ogólnokrajowy. Nsame ma już za sobą nawet trening z nowymi kolegami i w najbliższym czasie nie będzie brał udziału w zajęciach z Kapustką, Augystyniakiem czy Wszołkiem, tylko z Jakubem Adkonisem, Mateuszem Szczepaniakiem, Viktorem Karolakiem, ale i z… grającym w Legii II Mateuszem Możdżeniem. Rezerwy “Wojskowych” zajmują drugie miejsce, które jest premiowane grą w play-offach o awans. Był już taki jeden gagatek, który przychodził do polskiej ligi, a skończył w rezerwach Śląska Wrocław – Patryk Klimala. Podobną drogę obrał Nsame.
A jeszcze tak mówił w kwietniu, gdy próbował przebić się w Como: – Mam własną kadrę: trenera lekkoatletycznego, dietetyka, trenera mentalnego. Wszyscy oni pomagają mi i mojej rodzinie utrzymać osiągnięty poziom. Zawsze staram się poprawiać fizycznie i taktycznie. Dopóki pozostanę w świecie futbolu, będę to kontynuował. Nadal mam ten zapał, ten płomień, jakbym miał 20 lat. Jak widać, bardzo szybko zgasł ten płomień u Kameruńczyka, a do Polski być może całego sztabu nie przywiózł albo zwyczajnie nie widać ich pracy, bo Goncalo Feio ma wielki problem z brakiem zaangażowania napastnika.