Pamiętacie czasy, kiedy kadra Adama Nawałki zajmowała 5. miejsce w rankingu FIFA? To dziś wydaje się abstrakcyjne i wręcz niesamowite. Taką pozycję zajmowaliśmy w sierpniu 2017 roku. W tej chwili jest dużo gorzej. Wyliczono, że w najnowszej aktualizacji znajdziemy się na 35. lokacie.
Jest źle. Rankingowi optymiści powiedzą – no to spójrz na wczesną kadrę Adama Nawałki. Rankingowi pesymiści odpowiedzą, że czasy 5. miejsca już nie wrócą. Rację będą mieli poniekąd zarówno jedni, jak i drudzy. Trudno sobie wyobrazić Polskę w TOP 10 rankingu FIFA, a przez rok utrzymywaliśmy się w takiej elicie – od czerwca 2017 do czerwca 2018. Doszło do tego, że na mundialu w Rosji byliśmy losowani z pierwszego koszyka, natomiast Hiszpania, Anglia czy Chorwacja z drugiego. Skończyło się niestety katastrofą – porażkami z Senegalem, Kolumbią oraz ośmieszającym nas zwycięstwem po niskim pressingu, symulce Kamila Grosickiego i czekającym do dzisiaj na wejście na boisko Jakubie Błaszczykowskim.
Polska zaczęła sukcesywnie spadać. Jeszcze kilka lat temu broniła pozycji w TOP 20. Na ten moment nie jest w stanie obronić TOP 30. W obecnym rankingu FIFA “Biało-Czerwoni” zajmują 31. miejsce, natomiast to potwierdzone, że w tym najnowszym – 28 listopada – wylądują aż o cztery oczka niżej. Oznacza to najgorszą pozycję od dziewięciu lat. To pokłosie porażek z Portugalią i ze Szkocją. Nasi ostatni przeciwnicy za to zanotują znaczny awans, bo aż o siedem pozycji – z 51. miejsca na 44. miejsce. Portugalczycy też podskoczą o oczko i znajdą się na 6. lokacie. My zbliżymy się do czasów tuż przed EURO 2016. Adam Nawałka wtedy zbudował reprezentację, która pięła się w górę.
Warto przypomnieć, że twórca sukcesu na EURO 2016 przejmował zespół kompletnie nijaki po równie nijakiej kadencji Waldemara Fornalika. Nawałka kombinował, próbował, wymyślał jakichś dziwnych piłkarzy typu Michał Masłowski czy Rafał Kosznik, ale wymyślił sobie za to Krzysztofa Mączyńskiego z Chin, który wzbił się na wyżyny możliwości w kadrze. Początki Adama Nawałki to porażka 0:2 ze Słowacją w meczu towarzyskim i remis 0:0 z Irlandią. Wtedy wydarzyła się rzecz historyczna – najniższe miejsce Polski w rankingu FIFA – 78. miejsce z listopada 2013 roku. Nawałka spadł na dzień dobry aż o dziewięć pozycji.
Po najnowszej aktualizacji w 2024 roku takie miejsce zajmować będzie Gwinea. Byliśmy wówczas na takim właśnie poziomie. Wyprzedzało nas Togo, Bułgaria, Sierra Leone, Haiti, Zambia, Jordania, Uzbekistan oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Oczywiście ranking nie oddaje w pełni porównania poziomu na różnych kontynentach. Wielce prawdopodobne, że ogralibyśmy spokojnie taki Uzbekistan. Niemniej ranking FIFA jest jakimś tam odzwierciedleniem formy sportowej na swoim kontynencie, a ta była w tamtym momencie w naszym wykonaniu katastrofalna. Tak więc to akapit poświęcony piłkarskim optymistom. Probierzowi daleko jeszcze do nizin, z których startował Adam Nawałka.
Ranking FIFA ma ogromne znaczenie przy rozkładzie eliminacyjnych koszyków. Lepiej jest być losowanym z pierwszego czy drugiego niż z trzeciego. Na przykładzie mundialu, na który dostać się trudniej niż na EURO – w eliminacjach do Kataru byliśmy w drugim, dzięki czemu udało się uniknąć Szwajcarii, Walii, Turcji, Szwecji, Ukrainy. Za to mogliśmy wylosować do grupy Islandię, Szkocję, Irlandię Północną, Norwegię czy Czechy. Na EURO 2024 jeszcze będziemy losowani z drugiego koszyka, ale niebezpiecznie zbliżamy się do tego trzeciego. Kiedy losowane był grupy eliminacyjne do EURO 2016, to byliśmy tak żenująco słabi, że załapaliśmy się do trzeciego koszyka ledwie na ostatniej pozycji. Niewiele brakło, a losowaliby nas razem z Białorusią, Estonią, Bułgarią, Łotwą czy Finlandią.
Paradoks polega na tym, że Adam Nawałka osiągnął zarówno najgorsze, jak i najlepsze miejsce w rankingu FIFA w historii naszego kraju. To jednak pokazuje ogrom pracy, który włożył w zbudowanie tamtej reprezentacji. Z nostalgią możemy wspominać, jak to udało się przeskoczyć o jedno oczko Portugalię i awansować na 5. miejsce w 2017 roku. Wyprzedzali nas wówczas tylko: Brazylia, Niemcy, Argentyna i… Szwajcaria. To dziś kompletna abstrakcja. Skąd w ogóle takie miejsce? Po pierwsze nie było wtedy Ligi Narodów, która mocno nas zweryfikowała. Po drugie natomiast Polska rzadko traciła punkty w eliminacjach. El. MŚ 2018 to Armenia ograna dwa razy, Rumunia ograna dwa razy, Czarnogóra ograna dwa razy. Swoje zrobiły też wygrane na mistrzostwach Europy. Później jednak było już tylko gorzej.